Śladami Małego Rycerza
SZLAKIEM MAŁEGO RYCERZA
10 kwietnia 2007 r., godz. 22
Realacja z wyjazdu na Ukrainę: "Przed DK „Zacisze” stoi bus. Kierowca ma problem. Poddenerwowani uczestnicy wyprawy zamiast Grochowa oglądają Starówkę.
A jednak jedziemy- powiedziała pani Dyrektor – na razie do Piaseczna! Nie ma tego złego... Nowy autokar jest wygodny i piękny. Wyruszamy na Ukrainę, „Zaciszańska Nuta” zaprezentuje piosenki rodakom i poćwiczy nowe na warsztatach.
11 kwietnia, godz. 5:10
Z daleka widać łunę światła. To Hrebenne. Po stronie ukraińskiej czas się zatrzymał. Przez godzinę nikt nami się nie interesuje. Przez kolejną nie wolno nam wychodzić z pojazdu. Wreszcie po oddaniu paszportów na chwilę wybiegamy i dla tych, co pierwszy raz udali się za granicę wschodnią, było to niezapomniane przeżycie cywilizacyjne.
POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI
Za oknami bezkresne pola, pola, pola... Część uprawianych, część nie. Są już bociany i moc pierwiosnków usiłujących zasłonić śmieci. Wzdłuż szosy szpalery starych olch i topoli przygniecionych panoszącą się wszędzie jemiołą. Gdzieniegdzie chaty świeżo malowane na niebiesko, sporo budynków w surowym stanie i pozostawionych. Nasuwa się refleksja: Jedziesz na Wschód, wpadasz w przygnębienie, jedziesz na Zachód, zazdrość cię zżera.
Wreszcie na horyzoncie pojawia się Tarnopol. Drogi i ulice są właściwie nieoznakowane, więc krążymy, zawracamy i tym sposobem, choć byłam tu pierwszy raz, to udało mi się tego samego dnia być dwa razy w centrum miasta, które niczym specjalnym się nie wyróżnia. Potem szczęśliwie mijamy Trembowlę, w której w 1366 r. Kazimierz Wielki zbudował twierdzę murowaną. W tej miejscowości można się zakochać: bajeczne położenie – nareszcie wzgórza zalesione, wspaniałe zakole rzeki Gniezny, zadbane domy, w ogródkach moc żonkili.
A za oknami wreszcie inna Ukraina: ładniejsza, czyściejsza, zielona... Chociaż czasami w uroczych krajobrazach, na szczytach wzgórz spostrzegamy „pomniki socjalizmu”: długie chlewy i obory z pustymi oknami i niszczejący stary park maszynowy. W lasach każdy kawałek ściółki upiększają zawilce.
„PERŁA NA KAMIENIU”
Jedziemy po płaskim terenie, po tym samym w 1671r. stąpała 150 tys. armia turecka. Przed nami, jak niegdyś przed nimi, roztaczał się widok opisany przez Sienkiewicza w „Panu Wołodyjowskim: „Wydawało się niepodobnym, aby jaka inna ręka prócz boskiej mogła zburzyć to orle gniazdo na szczycie otoczonym pętlicą rzeki wiszarów uwite. (...) Wieże kościołów i cerkwi (...) świeciły jak olbrzymie świece”.
Mieszkamy wygodnie w klasztorze w sercu Kamieńca, jesteśmy pod opieką „wielkiego rycerza Matki Boskiej Częstochowskiej” – ojca Michała. Jak sam o sobie mówi, od 6 lat jest tu na dobrowolnym wygnaniu. Zaglądamy do barokowego kościoła. Trwają prace restauracyjne (podobno na ambonie było dziewięć warstw różnej farby). Właściwie to dopiero początek. Widać determinację i zaradność gospodarza.
POKRZYWY, OSTY I FIOŁKI
Pierwszy spacer po mieście. Wszędzie pełno materiałów budowlanych, rusztowań i płotów. Nie wygląda to na precyzyjnie zaplanowane przedsięwzięcie. Przechodzimy przez rynek ormiański i kierujemy się w stronę rzeki. Mijamy ruiny kościoła, opuszczone potężne koszary, malutkie domki z ogródeczkami, uważając na bruk pamiętający chyba czasy Stanisława Augusta Poniatowskiego. - Bez, pokrzywy, osty i ...fiołki porastają każdą wolną przestrzeń, a na murach i skałach wdzięczy się wszędobylska smagliczka. Smotrycz okala miasto – wyspę 500 na 700 m. – płynąc leniwie w kanionie o szer. 200-300 m. i wys. 36 m. Do jego ścian przylegają chatynki z bogatą przeszłością. Napotkani ludzie pozdrawiają nas słowami: „Chrystus zmartwychwstał” i tak przez cały tydzień powielkanocny. 12 kwietnia
Rankiem dopisuje wszystkim humor. Po śniadaniu nasz solista kroi pieczywo. – Co wkładasz w tę bułę? – pyta sąsiadka. – Ryj!- odpowiedział.
Wreszcie wyruszamy na zwiedzanie z przewodnikiem. Pan Stanisław – organista - wie o Podolu wszystko. Zasypujemy go pytaniami.
Z czego żyją dziś mieszkańcy? Młodzi wyjeżdżają do Polski, Hiszpanii, Czech starsi muszą radzić sobie otrzymując 70 – 80 dol. emerytury. Przemysł upadł, powoli rozwija się budownictwo i handel. W Kamieńcu jest nadzieja na rozwój turystyki, ale na razie mamy tylko 6 przewodników.
W jakich czasach Kamieniec był polski? Miasto leżało na szlaku handlowym, od Dniestru dzieli je tylko 20 km., zawsze stanowiło łakomy kąsek dla sąsiadów. Z Koroną Podole połączyło się w 1430 r. Kiedy w 1509 r. odparło atak wołoski, zyskało sławę miasta niezwyciężonego. Odtąd stało na straży chrześcijaństwa. Nie było łatwo- zdarzało się, że na 100 lat było 150 najazdów.
Przy rynku ormiańskim odbudowano już kilka kamienic, kiedy go opuszczamy, wpadamy w zachwyt. Przed nami monumentalna twierdza. Słuchaliśmy przewodnika i na nowo przeżywaliśmy losy stolnika przemyskiego – Jerzego Michała Wołodyjowskiego. W sierpniu 1672 r. 150 tys. armia turecka przeprawiła się przez Dniestr w okolicy Chocimia, tymczasem załoga twierdzy liczyła 1500 żołnierzy. Błędem obrony było oddanie najeźdźcy starego zamku położonego wyżej.
Na 27 lat Turcy zajęli Kamieniec, a gdy powrócił do Polski, był niemal wyludniony.
Widok na miasto z murów, których przed laty tak dramatycznie bronił mały rycerz, dostarcza niezapomnianych wrażeń. Na przedłużeniu kanionu zbudowano mury klasztorów i kościołów, dziś większość jest zrujnowana. Miasto szczyci się piękną katedrą z 4,5 m. pozłacanym posągiem Matki Boskiej umiejscowionym na dawnej wieży minaretu mierzącej 42 m.
W czasach panowania rosyjskiego, w 1872 r. zbudowano most i wtedy zaczął rozwijać się nowy Kamieniec. Wg spisu z 1913 r. było wtedy 8 cerkwi dla 17274 wyznawców prawosławia, 5 kościołów dla 8113 katolików, 31 synagog dla 23430 żydów, swoje świątynie mieli luteranie –378 osób, nieliczni muzułmanie, ormianie i karaimowie. Dziś liczy 150 tys. mieszkańców.
ŚWIĘTO TAŃCA
Nowy Kamieniec rozlokował się na okolicznych wzgórzach, na jego architekturze piętno swe odcisnęła Rosja. Dominuje cerkiew, jej pozłacaną kopułę widać z daleka. Jedziemy szerokimi ulicami. Z pewnością nie jest jeszcze przygotowane na odwiedziny turystów. Przed Domem Kultury, dawnym teatrem zbudowanym w stylu klasycystycznym, spieszący się widzowie przyglądają się nam z ciekawością. Dzieciaki mają kolorowe stroje. To uczniowie szkoły artystycznej. Niektórzy w minione wakacje byli w Polsce na warsztatach organizowanych przez nasz Dom Kultury. Nie spodziewaliśmy się takiej uczty duchowej w Kamieńcu, jaką sprawili nam młodzi artyści podczas swego Święta Tańca. Bogactwo i oryginalność strojów, niezwykłe układy choreograficzne świadczyły o wielkim talencie wykonawców i ich nauczycieli. Taniec i śpiew na Ukrainie to z pewnością podstawa kultury narodowej. Spodobała się nam myśl przewodnia imprezy: „Otwórzcie serca dla piękna”.
Wieczorem zespół „Zaciszańska Nuta” ćwiczył przed kolejnym występem. Dyrygent nie był zadowolony, gdy panowie śpiewali „hej!” Raz było za cicho, raz nierówno, a potem za głośno. Dotąd ćwiczymy aż będzie dobrze – skwitował. Najwyżej nie będziecie się dziś kąpać! (Poprzedniego dnia woda ciepła skończyła się o 22).
13 kwietnia, 8 rano
W katedrze pięknie ale zimno. Śpiewamy z panem Stanisławem. Po mszy, w której uczestniczył także biskup, prezentujemy swój repertuar. „Polskie kwiaty” wyciskają niektórym słuchaczom łzy.
Po świątyni oprowadza nas proboszcz. Jest o czym opowiadać, bowiem jej historia sięga XIV wieku, a losy były burzliwe i charakterystyczne dla tych ziem. A było tak, jak w reklamie trzy w jednym: w katedrze od 1672 r. był meczet, potem Rosjanie przemianowali ją na kościół parafialny a od 1936 r. pełniła rolę muzeum ateizmu! W 1922 r. bolszewicy ogołocili skarbiec, w którym była szabla Wołodyjowskiego. Zachował się jego grób w podziemiach oraz ciekawy pomnik w wirydarzu. Wśród zgromadzonych tam nagrobków zainteresowanie turystów budzi ten, na którym widnieją słowa: „Tu leży Konstancja, żona Ksawerego Lachowieckiego w 1831 r, cholera umarła.”
Kiedy przed laty zwiedzałam katedrę przewodniczka z ironicznym uśmiechem prezentowała marmurową rzeźbę przedstawiającą mnicha z koszem. Kiedy go odwróciła, okazało się, że artysta w koszu umieścił skuloną dziewkę z podwiniętą sukienką do pasa!
Nie ma kultury bez religii – powiedział proboszcz na pożegnanie i dodał, że w Kamieńcu Podolskim przez wieki zgodnie żyli przedstawiciele siedmiu narodów.
Kolejne dni wycieczki upłynęły nam na zwiedzaniu twierdzy Chocimia, ruin Okopów św. Trójcy, pieczar nad zalewem Bakoty, Lwowa i Żółkwi.
Hanna Ciesielska