Swietłana Aleksijewicz: Wojna nie ma w sobie nic z kobiety - monodram

Swietłana Aleksijewicz: Wojna nie ma w sobie nic z kobiety - monodram

11 maja 2016

 

„Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" monodram Danuty Borowieckiej na podstawie książki Swietłany Aleksijewicz. Po spektaklu zapraszamy na spotkanie z aktorką.

Wprowadzenie do spektaklu: Katarzyna Węglicka 

Monodram Danuty Borowieckiej jest inscenizacją dramatycznych wspomnień kobiet radzieckich z czasów II wojny światowej i w systemie rosyjskiego totalitaryzmu. Różnorodność granych postaci przez aktorkę, niekiedy z humorem, wzruszające piosenki i muzyka, nadają tej sztuce wyjątkową aurę.

Wykonanie, autor scenariusza - Danuta Borowiecka
Akompaniament - Mateusz Wachowiak

Danuta Borowiecka - aktorka dramatyczna i estradowa. Związana była z teatrem Rampa w Warszawie, wcześniej pracowała w teatrach wybitnych twórców takich jak: Jerzy Grzegorzewski, Izabela Cywińska, Maciej Prus, Kazimierz Braun.

 

 

 

 

Swietłana Aleksijewicz - laureatka Literackiej Nagrody Nobla w 2015 roku. Przynaznając literacką Nagrodę Nobla Akademia Szwedzka w uzasadnieniu napisała, że Aleksijewicz otrzymała ją za "polifoniczne pisarstwo, pomnik cierpienia i odwagi w naszych czasach". 

Swietłana Aleksijewicz urodziła się w 1948 roku w Stanisławowie. Potem przeniosła się z rodziną na Białoruś. Pracowała jako nauczycielka, dziennikarka i wychowawczyni w internacie. W swojej twórczości porusza temat pomijanej i wypieranej historii Rosji — radzieckiej interwencji w Afganistanie, katastrofy w Czarnobylu, udziału kobiet w II wojnie światowej czy życia codziennego po upadku komunizmu.
Aleksijewicz jest laureatką wielu nagród literackich, m.in. National Book Critics Circle, Nagrody Szwedzkiego Pen Clubu, Lipskiej Nagrody Książkowej na rzecz Porozumienia Europejskiego i Pokojowej Nagrody im. Ericha Marii Remarque’a. Została również odznaczona francuskim Orderem Sztuki i Literatury stopnia oficerskiego.

W Polsce nakładem Wydawnictwa Czarne ukazało się kilka tłumaczeń książek pisarki, m.in. "Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka" (historia przemian społeczno-gospodarczych po upadku Związku Radzieckiego), "Czarnobylska modlitwa" (reportaż opisujący katastrofę elektrownii atomowej z perspektywy naocznych świadków) oraz "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" (wstrząsająca opowieść o radzieckim szowinizmie, za którą pisarka otrzymała Literacką Nagrodę Europy Środkowej Angelus oraz Nagroda im. Ryszarda Kapuścińskiego).

Po spektaklu o godz. 20:20 zapraszamy na spotkanie do Galerii. Gośćmi Bogdana Falickiego będą:

  • Janusz Gawryluk (o dorobku Festiwalu Filmów Białoruskich w Warszawie)
  • Ksenia Alpern (Mińsk - wystawa fotograficzna) 

Recenzja monodramu

Wojna po babsku
 

Wojna w monodramie Danuty Borowieckiej „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” to nie strategie, liczby wojsk i plany bitwy. To utrata kobiecości. U Borowieckiej wojna to ścięty warkocz i brudne majtki.

Do polskich księgarń w 2010 roku trafia książka Swietłany Aleksijewicz „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”. Pisana wiele lat, przemyślana i wytęskniona. To wtedy do Danuty Borowieckiej dzwoni syn i prosi, żeby przestała się wreszcie wygłupiać na scenie i zrobiła poważną rzecz. Kupił jej książkę, przywiózł. Posłuchała i zrobiła monodram.

Od tamtej chwili minęło wiele miesięcy ciężkiej pracy, szkiców, skreśleń, poprawek aż powstała ostateczna wersja monodramu „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”. Borowiecka wystawiła go w Domu Kultury Zacisze 11 maja 2016 roku. Nazwa domu kultury, z niezamierzoną ironią, trafnie opisuje wojenne historie rosyjskich kobiet. To historie opowiadane po cichu, między sobą, zawsze w cieniu mężczyzn – jedynych uznanych zwycięzców II wojny światowej. Historie w zaciszu. Kobiety bały się mówić o wojnie. Myślały: kto będzie chciał takie z okopów, brudne i w męskich butach. Lepiej było milczeć, a sławę zostawić mężczyznom. O tym, co przeżyły podczas wojny odważyły się opowiedzieć kilkadziesiąt lat później. Aleksijewicz spisała ich wspomnienia, a Borowiecka przeniosła je na scenę.

Monodram „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” składa się z opowieści wielu kobiet, które młodość spędziły w okopach, przy łóżku polowym albo z karabinem w ręku. Na równi z mężczyznami, w męskich mundurach i bieliźnie. Borowiecka z wdziękiem wciela się w role staruszek wspominających wojnę. Ascetyczny wystrój – trzy krzesła i stolik – służą jej za wagony pociągów, wały okopów, łóżka szpitalne. Rozmieszcza je i przestawia tak, aby lepiej oddać panującą wtedy atmosferę. Raz chowa się za krzesłem – znaczy, że jest w okopie, staje na nim – wypatruje rannych, ustawia bokiem – jedzie pociągiem. Borowiecka operuje trzema krzesłami, a na scenie widać cały front.

Każda grana przez Borowiecką kobieta „mówi inaczej”. Aktorka zmienia ton głosu, barwę, głośność, brzmienie. Łatwo wyczuć kiedy wciela się w kolejną postać. Gdy gra nastolatkę, chichocze i piszczy, śmieje się albo delikatnie pochlipuje. Gdy starszą panią, jest zamyślona, skupiona, ale wesoła, gdy wspomina pierwszą miłość. Borowiecka po mistrzowsku pokazuje całą gamę kobiecych rozterek, pełną sprzeczności i niezrozumiałych decyzji. W monodramie każda z nich ma swoją niepowtarzalną i straszną historię: jedna mówi o walce, w której odgryzła żołnierzowi rękę, bo nie miała nożyczek, kolejna o tym, jak podczas bombardowań chowała twarz pod kurtką, aby, umierając, nikt nie widział jej brzydkich włosów i zaniedbanej skóry, inna wspomina o wałkach do włosów robionych z leśnych szyszek. To opowieści o utracie kobiecości i o próbach pozostania na wojnie kobietą. Bo tylko kobieta może płakać za ściętym warkoczem, szaleć na widok kapelusza, robić kolczyki z igieł sosnowych. Detale. A to właśnie esencja kobiecości. Sedno kobiecej duszy. Z ich opowieści nie dowiemy się ilu żołnierzu zginęło, z którego frontu szło natarcie, jakiej broni używali, zero konkretów, zero statystyk. Kobiety oddały koloryt wojny, atmosferę, nazwały emocje, pokazały kobiece oblicze konfliktu. Borowiecka z humorem przedstawia trudy wojennego życia, problemy, z którymi zmagały się kobiety takie jak: brak wody, damskiej bielizny, brud, wszy i chłód. Na scenie często rozbrzmiewa jej szczery i głośny śmiech. Ale jest on pozorem, maską, pod którą kryje się cierpienie. Kobiety nauczyły się, że śmiech jest najlepszą tarczą przed bolesnymi wspomnieniami. Borowiecka też to wie, dlatego mówi o wojnie z uśmiechem na ustach.

Monologowi aktorki akompaniuje akordeon Mateusza Wachowiaka. Artysta gra melodie piosenek wojennych, starych, partyzanckich, nuconych po wygranej bitwie. Melancholijne dźwięki akordeonu współgrają z wojennymi historiami. Borowiecka przeplata opowieści śpiewem. Jej charakterystyczny mocny i niski głos doskonale oddaje klimat piosnek śpiewanych przy ognisku. Tajemniczy i niepewny. Oboje stworzyli nostalgiczny nastrój, który udzielił się widzom – starsi, którzy pamiętali słowa wojennych piosenek, nucili je pod nosem. Czasem komuś zaszkliły się oczy.  

Katarzyna Zając

teatr